niedziela, 31 stycznia 2016

Dresiarskie karaoke.

Muzycznych wspomnień czar. 

Dzisiejszy wpis (ostatniostyczniowy, więc ciąży na nim duże brzemię) chciałbym poświęcić pewnemu wyjątkowo nieprzyjemnemu wydarzeniu, które miało miejsce co prawda kilka dni temu, ale mam wrażenie, że muszę mu się bliżej przyjrzeć. Starałem się zachować pewną tajemnicę, zestawiając te dwa niekojarzące się ze sobą słowa w tytule, dlatego ciekaw jestem, czego się spodziewaliście.

Czwartkowy wieczór, idealna pora, by uczcić zaliczenia z tego i tamtego tygodnia. Wybór pada tradycyjnie na "W Melanżu", szczeciński pub, który można znaleźć na deptaku Bogusława. Jako że dzisiaj wypada czwartek, w pubie będzie organizowany konkurs karaoke - również w środę można się wokalnie zmierzyć z odwiedzającymi to miejsce. My możemy już nazwać siebie stałymi bywalcami - zwykle to tam się udajemy, nierzadko śpiewamy (z różnym efektem), poza tym atmosfera towarzysząca takim eventom jak noc karaoke wprost zachęca do dalszej przygody z "Melanżem". 

Dzisiaj również zapowiadało się na naprawdę udany wieczór - stawiam się na miejscu pierwszy i zajmuję swoim znajomym miejsce; wokoło tłumy ludzi, podzielone na poszczególne paczki, jednak wszyscy w jakiś sposób się dopełniają - niby rozdzieleni, ale wspólnie czekający na rozpoczęcie konkursu. Warto zauważyć, że ta główna sala w "Melanżu'' jest chyba największą w Szczecinie (?) przestrzenią dla palących - dlatego też ostrzegam/zachęcam potencjalnych gości. W każdym razie ten dym wprowadza taki przyjemny nastrój - wszystko wydaje się lekko zamglone i spowolniałe. 

Nerwowo czekam na swoją paczkę (nie lubię przebywać w zatłoczonym miejscu, nie znając nikogo wokół), wypalam parę papierosów i wypijam piwo. W końcu przybywają i rozsiadają się po bokach - właśnie zaczyna się karaoke i razem ustalamy strategicznie, co takiego będziemy śpiewać. W międzyczasie pomieszczenie zapełnia kolejna grupa - tym razem tytułowych dresów, którzy zajmują ostatni wolny skrawek, tuż obok nas. 

Chciałbym na wstępie wspomnieć, że nie mam nic przeciwko ludziom - na początku znajomości staram się zachować w sobie ten pozytywny pierwiastek. Zwykle "Melanż" jest oblegany przez chcących się rozerwać studentów, dlatego panowie się trochę wyróżniali - ale wśród nich trudno byłoby znaleźć różnice, chociażby w ich wyglądzie (tak, tak, obrazowali ten typowy stereotyp dresa [tak, niektórzy mieli ubrany dres]), a co dopiero w charakterze - butni, głośni, natarczywi i stricte cebulowaci. Ale okej, stwierdzamy, nevermind, bawimy się w swoim gronie i jest w porządku. 
Tylko że nie dało się nie zwracać uwagi na nowoprzybyłych, jak się okazało później.

W miarę upływającego czasu, wysłuchanych wykonań i wtórowania, siedząca obok nas grupa zaczyna się coraz bardziej rozkręcać. Staramy się nie zwracać uwagi na gwizdy, chamskie odzywki, rozbijające się kufle, wylewające się klejące piwo, "ukradkowe" podkradanie paczek papierosów (były puste, panowie, tak jak wasze głowy). Jesteśmy ponad to wszystko i wytrzymujemy naprawdę długo. Potem dochodzą nasi kolejni znajomi i mamy kłopot, jak by tu wszystkich pomieścić - w dresach budzi się tradycja i ustępują miejsca koleżance, kolega jednak musi się wcisnąć między nas (dodam, że dresy rozsiadły się wygodnie na narożniku). No i tak tkwimy, zaczepiani, podenerwowani i w coraz mniej wesołych humorach.  Tymczasem panowie bawią się na całego, wpieprzają się na scenę, zabierając mikrofony śpiewającym ("Nie śpimy, tylko się, kurwa, bawimy!"). Ostatecznie wytrzymaliśmy do końca, doczekaliśmy się nawet wyróżnienia, jednak gdybyśmy wiedzieli, że w zamian za marne 10 zł wygranej, będziemy musieli znosić takie towarzystwo, nigdy byśmy się nie zdecydowali na dzisiejszy wypad. 

Na koniec podzielę się dość smutną refleksją - mianowicie mimo tej rozkwitającej tolerancji, rosnącego szacunku do drugiego człowieka, mimo takiej na nowo budującego się humanitaryzmu, nadal tkwimy wśród takich buców, którzy nie mają żadnych wartości, których jedyną stycznością z książką (jeśli w ogóle) jest lektura biedronkowych Inspiracji, którzy z chorą satysfakcją zniszczą, czy to werbalnie, czy fizycznie nieznaną osobę. Dlaczego przystało nam żyć w świecie tak po uszy zanurzonym w nienawiści? 

Tę oto piosenkę sobie śpiewaliśmy.
Gnom.

2 komentarze:

  1. ooo jak ja nie znoszę takiego bydła :/ Jednakże prawda jest taka, że nie tylko Ci stereotypowi dresi tak się zachowują. Bo czasem studenciki prawa czy filozofii w obcisłych rureczkach i okularach zerówkach nie potrafią się zachować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Well, nie chciałem w żaden sposób propagować tego stereotypowego obrazu, po prostu nie dało się nie zauważyć tej zgodności z szablonem. CO oczywiście nie oznacza, że ta cebulowatość nie dotyka reszty - po prostu na tle wspomnianych we wpisie Dresów, reszta była w porządku.
      Pozdrawiam,
      Gnom.

      Usuń