wtorek, 8 września 2015

Nocne pomrukiwanie.

Here's the thing.

Często zastanawiam się nad tym,  czy mam wpływ na to,  co dzieje się wokół mnie,  czy moje życie mogę rzeczywiście uznać za własne.  Ostatnio coraz częściej nawiedza mnie ta niepokojąca myśl, że mimowolnie biorę udział w jakimś chorym przedstawieniu,  w którym ręce i nogi przywiązane mam do żelaznych węzłów,  a umysł ściśle trzyma się z góry narzuconej roli. I chociaż gram w tym spektaklu pierwsze skrzypce,  to nie mogę wyjść poza ramę.  A to już jest... przerąbane.



Czasem cieszę się,  że wylądowałem w klasie humanistycznej, która (jak się okazuje w obliczu dzisiejszych rozmyślań) ostatecznie wywarła na mnie dość pozytywny wpływ. Przede wszystkim przeżyłem naprawdę burzliwe trzy lata liceum - okres waśni, dramatów, rozbicia dzielnicowego,  inkwizycji, emocjonujących zwrotów akcji i prawdziwych krwawych starć. Podczas gdy Gnomem z przeszłości targały te romantyczne uniesienia,  moja dzisiejsza wersja wspomina to z wyjątkowym rozbawieniem. Bynajmniej nie narzekaliśmy na nudę - chętnie przywołałbym tu jedną z wielu klasowych wojen,  ale to zostawię na później.

Innym pozytywnym aspektem mojego dość nieprzemyślanego wyboru profilu było poznanie tych kilku osób,  których z przekonaniem nazywam swoimi przyjaciółmi. Nie mogłem trafić lepiej,  jeśli chodzi o nich, i jestem im bardzo wdzięczny za to,  że przełknęli moje natręctwa,  nerwice,  sarkastyczne komentarze i rakotwórcze dowcipy. To garść wspaniałych ludzi,  których nigdy nie zapomnę (...i w ogóle nie kazali mi tego napisać).

Jest jeszcze jeden istotny element,  jaki udało mi się w całości wynieść z tych trzech lat szkoły średniej - zdolność do niebanalnego,  irracjonalnego myślenia, przeczącego z zasadami dynamiki Newtona czy teorią względności Einsteina (eee... nie,  to nie są jedyne pojęcia z fizyki,  które pamiętam, ekhm). Umiejętność dostrzegania rzeczy takimi,  jakimi wprawdzie nie są. Zdolność przewidywania i swobodnego oddawania się tym wizjom.

A oto jedna z nich: podążyłem ścieżką człowieka o ścisłym umyśle i ostatecznie stałem się naukowcem,  takim wiecie,  odzianym w bieli,  z zielonymi gumowymi rekawicami i ochronnymi goglami snowboardera (istnieje w ogóle takie słowo?). I kiedy patrzę na świat swoimi mądrymi,  racjonalnymi oczami,  widzę wyłącznie reakcje chemiczne. (Wyobrażacie sobie patrzeć na drugiego człowieka, który się do was uśmiecha, i zastanawiać się, który hormon odpowiada za jego uszczęśliwienie?) A w moim umyśle brakuje tej paranormalnej nuty sprawiającej,  że jednak potrafię uwierzyć w tę optymistyczną wersję odnośnie natury człowieka jako wolnej jednostki.

Wiem,  wiem,  przesadzam i to bardzo,  ale zważając na swój dość pokręcony rozum,  pewnie tak sytuacja miałaby się dla mnie.  A to tylko bardziej utwierdziłoby mnie w przekonaniu,  że ostatecznie jestem tylko kukiełką w rękach jakiejś niezależnej siły wyższej.

Well, jako że nad nami wszystkimi wisi wyrok śmierci, w pewien sposób wszyscy stajemy się zniewoleni.  Ja wolę jednak traktować moją nieuchronną śmierć jako spłatę długu. A skoro życie jest bezcenne,  warto wycisnąć z niego tyle,  ile się da. W końcu wszyscy zapłacimy tę samą cenę. 

A jak jest z wami?  Czy wierzycie w przeznaczenie, którego nie jesteście w stanie zmienić?  Czy może przyszłość należy tylko do nas? 





Gnom.

2 komentarze:

  1. Głęboko... Niemal utonąłem. Myślę, że jako takie przeznaczenie jest nam narzucone. Nie jesteśmy jednak tak bardzo związani. W końcu sami podejmujemy te wybory. No właśnie, z jakiegoś powodu je podejmujemy. I to one doprowadzają nas do celu. Takie jest moje zdanie. Być może złudne, ale moje.

    Pozdrawiam
    ~Michał
    http://rudymtuszem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli uważasz, że nasz cel jest już z góry narzucony, ale jeśli chodzi o drogę, którą pokonujemy, by osiągnąć ten cel, to mamy wolną rękę... Dobrze zrozumiałem? Ciekawy pogląd.
      Również pozdrawiam.

      Usuń